Rzeka Widawka i Wyspa w Szczercowie

Wyjazd do Szczercowa przypada nam wyjątkowo na środowy poranek, a wszystko za sprawą słupków odpowiedzialnych za zamglenia. Chwilę po 4:30 razem z Konradem ruszamy z Bełchatowa w kierunku uroczyska Święte Ługi.  Tym razem jednak chcemy odwiedzić ten drugi mniejszy i bardziej „dziki” zbiornik. Na miejsce docieramy chwilę po 5, zostawiamy auto i z latarkami na głowach ruszamy przez ciemny las w kierunku wody. Po kilku minutach marszu następuje pierwsze tego dnia rozczarowanie – w zbiorniku znajduje się niewiele wody, a jego otoczenie nie powala swoją atrakcyjnością… Wracamy do auta i ruszamy na łąki w miejscowości Marcelów gdzie gęste mgły postawiły przysłowiowe ściany. Krążymy po okolicy i szukamy czegoś na pierwszy plan, niestety nie udaje nam się dostrzec nic ciekawego. Szybka decyzja i przenosimy się nad Widawkę w okolicach szczercowskiej wyspy. Chwilę po godzinie 6 w końcu wyłania się słońce, które zaczyna tworzyć klimat pod zdjęcia, migawka czas start.

Miejsce bardzo fajne, ale idealne na maksymalnie 2-3 kadry, przenosimy się zatem na wyspę gdzie właśnie zaczyna docierać słoneczko. Poza nami i dwoma wędkarzami całkowita pustka, dobrze, że chociaż na wodzie co jakiś czas pojawia się jakieś żyjątko. Pijemy gorącą kawę i cierpliwie czekamy aż większa ilość promieni dostanie się nam przed obiektywy. Przypłynęła właśnie kaczka, chyba chce targnąć się na swoje życie, staje na krawędzi…

Ostatecznie kaczka wycofuje się z krawędzi, choć niewiele brakło i po potknięciu się poszybowała by w dół. Wracając podpływa jeszcze w moim kierunku, robię jej kilka zdjęć po czym odpływa w swoją stronę.

Słońce zadomowiło się już na dobre i mimo dość ciekawych warunków ciężko tu o kolejne fajne kadry… Próbujemy z różnych stron szukając „tego czegoś”, jednak z dość przeciętnym skutkiem. Powstaje co prawda kilka ujęć, jednak szczerze mówiąc liczyłem na trochę więcej. Grunt, że kawa w takich okolicznościach smakuje o wiele lepiej niż w domu.


Pozostał mi ostatni plan do wykonania. Odkąd zainteresowałem się dronami zawsze marzyłem by zobaczyć jak z powietrza prezentuje się szczercowski trójkąt, to była pozycja numer 1 na mojej podniebnej liście. W końcu zaspokoiłem swoją ciekawość, proszę Państwa – o to i on! Wygląda świetnie i to z zaledwie 22 metrów nad ziemią.

Wsiadamy jeszcze w auto i ruszamy wzdłuż rzeki licząc na jakiś nagły zwrot akcji. Niestety po opuszczeniu fury i przejściu kilkudziesięciu metrów dość mocno podmokłe tereny szybko ostudzają nasz zapał. Pozostaje strzelić pożegnalną fotkę i wrócić w stronę auta przy którym dopijam resztę kawy i zjadam wypasioną sałatkę od Konrada. Tym samym zaliczam swoje pierwsze śniadanie w terenie, miła odmiana przy wszystkich wschodach na głodzie.

I tutaj kończy się już opowieść, a kolejny poranek w terenie przechodzi już do historii. Mimo nieudanego startu wyjazd mogę śmiało zaliczyć do tych udanych, zresztą gdyby było inaczej nie byłoby tego wpisu. Najważniejsze, że rozwikłałem swoją największa powietrzną zagadkę i przywiozłem do kolekcji kolejne ciekawe ujęcia. Cieszę się, że pasja doprowadziła mnie w miejsce w którym jestem dzisiaj – gdyby nie ona przegapiałbym masę świetnych momentów i widoków, które serwuje nam codziennie matka natura.

Dodaj komentarz