Spontaniczny wypad w „góry” okazał się tym razem strzałem w dziesiątkę. Przejeżdżając w pracy obok Góry Kamieńskiej zauważam mocno zaśnieżone drzewa, co jest dobrym znakiem na który czekałem od jakiegoś czasu. Zaraz po powrocie do domu rzucam wszystko w kąt, pakuję sprzęt, termos z herbatą i ruszam przed siebie. W ostatniej chwili intuicja karze mi skręcić w stronę stoku, zmieniając tym samym moje plany wyjazdowe, które przewidywały obejście góry od całkowicie drugiej strony. Jestem na miejscu, na zegarku wybija południe, zaczynajmy zatem.
Na miejscu sporo ludzi, warunki na oko nawet ok, ale bez szaleństw. Chcąc przyjrzeć się bliżej dmuchawom, które naśnieżają stok trafiam przypadkiem na odśnieżony szlak zaraz za boczną siatką, który jak się okazuje jest elementem trasy maratonu Ultra Kamieńsk, który odbył się tu w poprzedni weekend. Nie może być inaczej – ruszam więc w górę nowo odkrytą drogą. Widoki są tu genialne – na okolicznych drzewach zalega bardzo gruba warstwa świeżo wyprodukowanego śniegu, która aż ugina gałęzie. Do tego piękne słońce, które dodatkowo podkręca klimat – jest pięknie!
Im wyżej tym ładniej, trasa jest dosyć stroma, trochę oblodzona więc idzie się dosyć ciężko, tym bardziej ze sprzętem fotograficznym, który znajduję się w plecaku. Ale jedno trzeba przyznać, widoki są tutaj całkowicie oderwane od rzeczywistości, która otacza mnie na co dzień. Po kilkunastu minutach marszu jestem już na szczycie. Widoczność jest przyzwoita, można zatem zacząć podziwiać i uwieczniać panoramę z Góry Kamieńsk.
Po kilku minutach obserwacji odwracam się do tyłu i tu zaczyna się prawdziwa magia! Dawno nie widziałem tak pięknego zimowego krajobrazu. Całkowicie zaśnieżone drzewa, błękitne niebo i słońce rzucające piękne światło na całość! Długo czekałem na takie warunki, a teraz jestem tu z aparatem i mam to na wyciągnięcie ręki, czego chcieć więcej? Czas zacząć zabawę.
Po dłuższej chwili ruszam dalej kierując się jedną z dobrze znanych mi już tras. Tutaj widoki nie są już tak spektakularne jak na szczycie, jest ładnie ale nie tego szukałem. Idę więc jeszcze kawałek licząc na przełamanie, jednak tutaj szału nie będzie. Nadchodzi w końcu ten moment, czas zawrócić do punktu wyjścia.
Przy domku na szczycie góry urządzam sobie dłuższą przerwę. Spijam gorącą herbatę, zajadam się czekoladą i przez kilka minut siedzę i podziwiam widoki. Obok mnie swoją trasę rozpoczyna kilku snowboardzistów, stają się nieświadomie idealnym tematem do dalszych zdjęć. Ujęcia idealnie pokazują jak maleńki jest człowiek w porównaniu do świata który go otacza.
Zbliżając się powoli do dołu stoku staję jeszcze na chwilę by wykonać kolejnych kilka zdjęć ludziom pochłoniętym jazdą w dół. Szczególnie fajnie wychodzą ujęcia na tle dmuchaw produkujących bezustannie nowy śnieg. To już ostatni odcinek mojej wędrówki, czas schować aparat i udać się w stronę auta.
Podczas całej dwugodzinnej wyprawy pokonałem pieszo dystans ponad 5 km. Była to czysta przyjemność ponieważ szlaki okazały się bardzo widowiskowe. Warto wspomnieć, że był to mój pierwszy wypad w samo południe i wiecie co, była to bardzo fajna odskocznia od tych wszystkich porannych wyjazdów na wschody. Nie liczyłem na tak świetne warunki, dlatego tym bardziej wypad ten był dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem.