Data 1 listopada kojarzy się wszystkim wyłącznie z wyjazdami na groby i wspominaniem tych, którzy odeszli. Ja ten dzień postanawiam zacząć zupełnie inaczej niż zwykle i korzystając z zaproszenia od Darka (pozdrawiam!) ruszam na wyprawę w stronę Zalewu Sulejowskiego. W okolicach tamy melduję się ok. godziny 6:30 po czym błyskawicznie startuję w powietrze. Zdjęcie, które widzicie przedstawia słynne betonowe molo, czyli miejsce od którego rozpoczynam ten poranek.
Kilka chwil później pojawia się słońce, a ja korzystając z genialnych warunków zaserwowanych przez naturę obserwuje z powietrza ten niesamowity spektakl! Połączenie parującej wody z mgłą, szadzią i przepięknym porannym światełkiem zwiastuje mocne kadry, trzeba tylko postawić kropkę nad i. Jak się później okazuje rezultaty przerastają moje najśmielsze oczekiwania w efekcie czego powstaje kilka dość mocnych kadrów, a wśród nich ten najbardziej rozpoznawalny, któremu udało się trochę namieszać „na scenie” (m.in. wyróżnienie na grupie dronowej oraz wydruk w grudniowym wydaniu czasopisma łódzkie.pl – zdjęcie i link na końcu artykułu). Czas zatem najwyższy przedstawić efekty porannego latania zaczynając oczywiście od ulubionego kadru.
Zejdźmy jednak na ziemię i udajmy się poniżej tamy na miejsce umówionego spotkania. Na brzegu rzeki Pilicy czeka już na mnie Darek, człowiek który te okolice zna jak własną kieszeń. Po kilku minutach rozmowy ustalamy plan działania i zabieramy się za robienie zdjęć. Ponieważ miejsce to odwiedzałem już kilka razy (powstał nawet artykuł – LINK) zaczynam bez pośpiechu od złapania w kadrze fotografującego już Darka, w miejscu nazywanym przez niego „bramą do mgieł”.
Warunki nad rzeką są bardzo dobre i utrzymują się przez dłuższy czas. W niektórych momentach słońce podświetlające parującą wodę jest tak mocne, że ciężko jest uchwycić choćby kontury pływających tu kaczek i łabędzi. Mimo, że od wschodu minęły już prawie 2h można tu nadal wykonać całkiem klimatyczne ujęcia, zresztą zobaczcie sami.
Z biegiem upływającego czasu mgiełka nad rzeką powoli opada, a ja wykonuję swoje ostatnie kadry. Mając z tyłu głowy obrazy uchwycone z powietrza nie mam już ciśnienia na szukanie kadrów na ziemi. W pełni zadowolony z osiągniętych dzisiaj efektów pakuję sprzęt i udaję się w stronę auta. Ten poranek utkwi w mej pamięci na długo i to nie tylko ze względu na nietypową datę, zapamiętam go przede wszystkim dzięki tym niesamowitym warunkom, które mogłem podziwiać i uwieczniać na fotografiach.
Na koniec wklejam jeszcze zdjęcie oraz LINK do grudniowego wydania czasopisma łódzkie.pl w którym pojawiło się moje zdjęcie z tamą.